czwartek, 10 lipca 2014

[04] Remind Yourself Who You Are And Where You Want To Be

            Kim usiadła wygodnie na jednej z kanap w lokalu Phila Falafela. W oczekiwaniu na Mikę, która za moment miała skończyć swoją zmianę, wzięła do ręki małą, plastikową planszę znajdującą się na stole. Zawierała ona menu restauracji.
            Blondynka cicho westchnęła. Czekanie wcale by jej nie przeszkadzało, gdyby powodem jej spotkania nie był Brewer. W tym przypadku chciała porozmawiać z Evans jak najszybciej.
            Crawford usłyszała głośne sapnięcie i rzuciła przerażone spojrzenie na dziewczynę, która właśnie usiadła naprzeciw niej.
-          Prawie dostałam zawału – zaśmiała się Kimberly.
Siostrzenica Falafela jedynie posłała blondwłosej przepraszający uśmiech.
-          To co się stało? – zapytała zaciekawiona Mika. – Przez telefon miałaś taki głos, jakbyś co najmniej wpadła na pomysł jak zawładnąć światem.
Kim wybuchła gromkim śmiechem.
-          Plan zawładnięcia świata może to nie jest, ale chciałabym cię o coś poprosić. Znasz Jerry’ego Martineza, prawda? – spytała z nadzieją Crawford.
-          O jakimś głębszym uczuciu tu nie można mówić, ale faktycznie trochę go znam.
Świetnie, przemknęło przez myśl Kimberly. W końcu postanowiła wykorzystać tę szkolną sławę koleżanki. Może czuła się nieco winna, ale chyba nie wymagała od długoletniej przyjaciółki tak dużo?
-          Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś trochę podpytać tego całego Martineza o Jacka?
Mika wysoko uniosła brwi.
-          O tego samego, co urządził ci piekło na treningu cheerleaderek?
-          Grace? – jęknęła.
-          A kto inny? – posłała dziewczynie kpiący uśmieszek.
W jednej chwili blondynkę ogarnęła złość. Jakim prawem Hunter rozpowiadała wszystkim znajomym o tym, co miało miejsce podczas treningu? Nikt ją o to nie prosił. Czy za wszelką cenę próbowała upokorzyć Crawford w oczach przyjaciółek? W końcu każda z ich pięcioosobowej paczki wiedziała o zauroczeniu Kimberly Brewerem.
-          Po prostu chciałabym usłyszeć prawdę od Jerry’ego i wtedy oceniać Jacka, a nie nadawać na niego po kilku wyskokach. Wydaje mi się, że ten chłopak może być naprawdę zupełnie inny.
-          W porządku, ale nie wydaje mi się, aby pan Brewer był inny i w towarzystwie kolegów zachowywał się inaczej. Ale zrobię to.
-          Dziękuję. Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się.
W głębi serca była szczerze wdzięczna Mice, za to, że pomimo wszystko, postanowiła jej pomóc.
-          Tak przy okazji, Kim, to cię podziwiam – oznajmiła Evans, wstając od stołu.
Zaraz musiała wracać do pracy. Wujek dał jej tylko dosłownie dziesięciominutową przerwę.
-          Dlaczego? – zdziwiła się.
-          Pomimo tego, że widzisz, jak Jack się zachowuje nie poddajesz się i dalej dążysz do tego, żeby go poznać. I teraz naprawdę nie wiem, czy to jest warte gloryfikacji, czy może wręcz odwrotnie, ale osobiście jestem pod wrażeniem. Szukasz w nim jakiegoś drugiego, lepszego dna i cały czas wierzysz, że je znajdziesz.
-          Po prostu trzyma mnie przy tym wszystkim ogromna wiara i nadzieja.
-          Nadzieja matką głupich, Kim.
Ale Evans mogła sobie mówić, co tylko chciała. Crawford dalej uparcie trzymała się swoich racji i wymyślonych przez nią teorii. Miała przeczucie, że Brewer jest zupełnie inny. Wierzyła w to, że chłopak wcale nie jest taki zły, na jakiego się kreuje w oczach wielu ludzi.
Kim sięgnęła po swój telefon. Wciąż czuła niedosyt i potrzebowała jeszcze komuś pożalić się na szatyna. Położyła palec na nazwisku Julie.
-          Hej, Julie. Miałabyś może czas się spotkać? (...) O, uczysz się? (...) Julie, daj spokój. Jest sobota. Poza tym mamy jakiś test w poniedziałek? (...) No więc, widzisz – uśmiechnęła się sama do siebie, wciąż przykładając telefon do ucha. – Możemy się spokojnie spotkać u Phila. (...) Okej, w porządku. Rozumiem. (...) Nie ma sprawy. Papa.
Blondynka wywróciła oczami. Nie rozumiała, dlaczego Miller weekend w weekend siedziała przy książkach. Prawdą było, że należało się jej trochę odpoczynku. Jednak czy dostałaby go przy w kółko mówiącej o Brewerze Kim?
Telefon blondynki któryś raz z kolei tego dnia zapiszczał. Dziewczyna spojrzała zmęczona na ekran. Trzecia wiadomość od Brody’ego, który od rana usiłował spotkać się z Crawford. Ta natomiast nie podzielała jego zapału i najzwyczajniej w świecie postanowiła ignorować kolegę. Nie miała dziś ochoty kontaktować się z płcią przeciwną.
Wstała od stołu i wyszła naburmuszona z lokalu.

*

-          Hej, w kogo ona się tak wgapia? – zastanawiała się na głos Mika.
-          W nikogo. Dobrze wiesz, że prawie cały czas ma zawias i potrafi się ciągle wpatrywać w jeden punkt.
-          Grace, jesteś okropna! Ona może to usłyszeć – dodała szeptem Julie.
-          Nie usłyszy. Przecież żyje w swoim świecie.
Hunter z uśmiechem na ustach przybiła Crawford piątkę, w ten sam sposób gratulując przyjaciółce trafnego stwierdzenia.
-          Czy to nie Carson jest jej obiektem zainteresowania? – drążyła temat Evans.
-          Chyba raczej Carlson – zaśmiała się.
-          A weź mi z nim wyjeżdżaj, Grace – Kim spiorunowała brunetkę spojrzeniem.
Przyjaciółki siedziały obok siebie na ławce pod jedną z sal lekcyjnych. Z oddali uważnie obserwowały Lorie, która tę przerwę zdecydowała się spędzić sama. W jej naturze było niespodziewane odejście od znajomych i samotne spędzanie określonego czasu. Ona to ma odbicia- Crawford najczęściej w ten sposób komentowała zachowanie Ramirez.
-          Ona faktycznie się na kogoś patrzy – zdziwiła się blondynka.
-          Nie opowiadaj – odparła sarkastycznie Hunter. – Ale lepiej uważaj. Może próbuje ci odbić Jackiego – zaśmiała się.
-          Bingo! To jest Carson na sto procent! – klasnęła w dłonie Mika.
Evans wreszcie rozwiązała zagadkę nad którą przyjaciółki głowiły się od początku przerwy.
-          Wiecie co? Teraz to my wyglądamy jak Lorie, bo też się patrzymy w jeden punkt od jakichś piętnastu minut – stwierdziła Julie.
-          Nieważne! Wreszcie mamy rozwiązanie! – zaśmiała się Crawford.
-          To chyba rzeczywiście jest Carson.
-          Wiedziałam, że Lorie zawsze coś do mnie ciągnęło – Grace poruszyła sugestywnie brwiami.
-          Niby czemu do ciebie? – zdziwiła się Miller.
-          Niby temu, że noszę to samo nazwisko co jej ukochany Carsonek. A skoro Lorie już wie, że nie ma u mnie szans, to postanowiła zabrać się za kogoś u kogo ma je większe aczkolwiek stale znikome.
Wszystkie dziewczyny wybuchły donośnym śmiechem. Uwielbiały w ten sposób spędzać przerwy. Gdy mogły się śmiać bez opamiętania z błahych i niedorzecznych dowcipów. Nie wyobrażały sobie wyjechać do college’ów i tak nagle przerwać stały kontakt.

*

-          Chyba wprowadzę obowiązkowe szczepionki! Jakim cudem wszyscy nagle zaczynają chorować?! - usłyszeli uczniowie, kiedy dyrektor Thunderburg przemierzał korytarze, by dostać się do szkolnej pracowni chemicznej.
Niespełna czterdziestoletni mężczyzna jak burza wparował do pomieszczenia. Z przerażeniem popatrzył na pewną szatynkę siedzącą na krześle i czworo jej przyjaciółek wyczekujących pomocy.
-          Co się dzieje, panno Miller? – zapytał pedagog.
-          Źle się czuję – sapnęła cicho Julie.
Dziewczyna cały czas była podtrzymywana przez koleżanki i nauczycielkę chemii.
-          Julie mówiła, że strasznie jej słabo i zimno – oznajmiła Kim.
-          I narzekała na mrowienie dłoni – dodała Grace.
-          Na lekcji zaczęły się jej mieszać liczby, litery, wyrazy i nie potrafiła w ogóle się skupić – chemiczka zobrazowała sytuację, która miała miejsce podczas zajęć.
Dyrektor położył ręce na biodrach i spojrzał zdziwiony na Miller, po czym nieznacznie westchnął.
-          Wydaje mi się, że trzeba wezwać pogotowie – stwierdziła Mika.
-          Już to zrobiłem. Zaraz powinien zjawić się jakiś lekarz, który weźmie pannę Miller na badania.
-          Nie chcę jechać do szpitala – jęknęła Julie.
-          Julie, musisz. Być może masz niedobór jakiejś witaminy – wytłumaczyła nastolatce nauczycielka.
Za piętnaście minut w Seaford High zjawiło się kilku ratowników medycznych. Wykonali oni na miejscu serię niezbędnych badań, by za moment przenieść osiemnastolatkę do ambulansu.
Przyjaciółki do końca zostały z Miller. Kiedy pogotowie odpowiednio zaopiekowało się szatynką, dziewczyny opuściły salę chemiczną.
Na szkolnych korytarzach wciąż trwała przerwa. Zmęczone taką dawką wrażeń koleżanki opadły na najbliższą ławkę.
Kim kątem oka dostrzegła Jacka stojącego na końcu korytarza. Mimowolnie skierowała na niego swój wzrok. Musiała kilkakrotnie zamrugać oczami, by upewnić się, że wcale nie ma halucynacji i to co widzi, dzieje się naprawdę.
Zastygła w bezruchu, kiedy zauważyła spojrzenie Brewera błądzące po jej twarzy.
Blondynka postanowiła zachować spokój i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Po chwili znów popatrzyła na szatyna, który pomimo żywo konwersujących wokół niego kolegów, zwracał uwagę jedynie na Kimberly. Chłopak nawet posłał jej nieśmiały uśmiech.
-          Grace, Brewer się na mnie patrzy – oznajmiła Kim, wciąż będąc w głębokim szoku.
Była pewna, że nie wymyśliła sobie spojrzeń Jacka.
-          A weźże przestań – mruknęła wykończona Hunter. – Chyba bardziej ci odbija niż Julie na chemii, kiedy nie potrafiła sklecić sensownego zdania.
Crawford uśmiechnęła się do siebie. Wszystko zaczęło się powoli układać.

*

-          Dzień dobry. Przyszłam do pana z pewnym problemem.
Rudy nieco wystraszył się postaci, która niespodziewanie zjawiła się w gabinecie, nawet wcześniej nie pukając.
Mężczyzna odszedł od komputera, do którego wpisywał pewne dane uczniów. Usiadł na fotelu przy małym stoliku i gestem ręki wskazał na drugi fotel znajdujący się naprzeciw pierwszego.
-          Zapraszam, siadaj. W takim razie co się dzieje?
Gillespie znał tę szatynkę, która do niego przyszła. Była to Julie Miller.
-          W zeszłym tygodniu przyjechało po mnie pogotowie, bo... – zaśmiała się nerwowo. – Bo przedawkowałam z nauką. Zaczęły mi się mieszać liczby, słowa. Doszłam do momentu, w którym nie wiedziałam, jak się nazywam.
-          I teraz chcesz się poradzić, co zrobić, by ograniczyć ilość materiału do nauki, tak? – przerwał jej szkolny psycholog.
-          Nie. Chcę się dowiedzieć, co zrobić, by powiedzieć rodzicom, że nie chcę już być piątkową i szóstkową uczennicą.
Rudy nie za bardzo rozumiał problem nastolatki. Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Stał się zmieszany.
-          Słucham?
-          Chodzi o to, że rodzice są powodem, dla którego zawsze jestem tak dobrze przygotowana ze wszystkich przedmiotów.
-          To chyba dobrze, że cię motywują, prawda?
Miller coraz bardziej się niecierpliwiła. Irytowało ją to, że psycholog nie mógł jej zrozumieć.
-          Nie, proszę pana. Pan nic nie rozumie! Chodzi mi o to, że rodzice wprost zmuszają mnie do tego, abym zawsze była najlepsza. Co prawda, nie mówią mi tego wprost, ale wiem, czego ode mnie oczekują. Już nawet wybrali dla mnie studia medyczne. To jest chore! Ja już tak dłużej nie chcę i nie mogę. Ale nie wiem, jak im o tym powiedzieć. Nie chcę jedynie spełniać ich zachcianek. Chcę zacząć żyć swoim życiem.
Julie wreszcie dała upust swoim długo przytłaczającym ją emocjom. Była wściekła, roztrzęsiona i szczęśliwa jednocześnie. Nareszcie nadszedł moment, gdy mogła się do wszystkiego przyznać przez ludźmi i przed sobą.
-          Julie – zaczął spokojnie Rudy. – Przypomnij sobie kim jesteś i gdzie chcesz być.
-          Ale ja już to zrobiłam, proszę pana. Problem w tym, że moi rodzice niekoniecznie.
-          Szczerość to podstawa. Powiedz im, co o tym wszystkim myślisz. Nie obawiaj się ich reakcji, bo jeszcze nie wiesz, jak to odbiorą. To wszystko, co ci mogę poradzić.
-          Dziękuję, panu.
-     Będziesz silna.

* * *

Średnio jestem zadowolona z tego rozdziału :/
Na pewno nie podoba mi się rozmowa Julie i Rudy'ego. Chyba wszystko się dzieje za szybko :/
Ale za to podoba mi się scena, w której dziewczyny obserwują Lorie patrzącą na Carsona :D Co o niej myślicie? 

8 komentarzy:

  1. Ostatnia część - jest dobrze ;) Rudy stara się pomóc, a Julie wreszcie wytłumaczyła, w czym tkwi problem.
    Scena, gdy dziewczyny obserwują Lorie - mistrzostwo! Po prostu najlepsza scena... A nie. Najlepsza scena to Jack patrzący na Kim. Ale dziewczyny siedzące obok siebie i rozmawiające o obserwowanej koleżance są świetne. A obok tego Lucy Hale i koleżanki, świetnie to obrazują :d
    Rozdział jest dobry :) Przyjemnie się czyta.
    Ale mam mały problem z ogarnięciem akapitów. Na początku są i przy opisach, i przy dialogach, a później już tylko przy dialogach, o co chodzi?
    I Brody ze swoimi esemesami robi za debila.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem, co z tymi akapitami :/ Kiedy piszę w Wordzie są normalne, a kiedy publikuję, dzieje się z nimi coś takiego :/ Echh.. Trudno mi je ogarnąć :/

      Usuń
  2. Rozdział bardzo dobry :)
    Zastanawiam się tylko, czy Jack nie patrzy się na Kim umyślnie. Tylko po to żeby narobić jej nadzieji, a później rzucić. Naprawdę jego zachowanie w poprzednich rozdziałach było okropne. Kim straciła dla niego rozum. To głupie.
    Żal mi Julie. Moja koleżanka na ten sam problem, ale zamiast wyznać to rodzicom, powiedziała to mnie. Niestety, oni już wybrali wszystko za nią i aktualnie ona uczy się w innym mieście.
    Co do tej sceny z Lorie i dziewczynami - w porządku napisane, ale z racji tego, że sama nie lubię tłumu dziewczyn (no dobra, w ogóle nie lubię towarzystwa dziewczyn w moim wieku), nie podobały mi się i ich "śmiechy i hichy".
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. super,super,super!! bardzo podobają mi eis twoje rozdziały i chciałabym umieć tak świetnie pisać jak ty!
    zapraszam Cię serdecznie na rozdział 27 na moim blogu :)
    czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle świetny. Gratuluje.
    Jack patrzy na Kim? Czyżby on również się zakochał? Myślę, że jego zachowanie podczas treningów było próbą zwrócenia na siebie uwagi dziewczyny.
    Biedna Julie. Mam nadzieję, że wyjaśni wszystko rodzicom, a oni to zrozumieją i dadzą jej więcej swobody.
    Pozdrawiam i czekam na nn. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział ukaże się już dzisiaj ;)
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Cały rozdział to mistrzowskie wykonanie!
    Nie mogłam oderwać od niego wzroku chociażby na chwilę. Zazdroszczę Ci talentu! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń