Zaspana
grupka młodzieży leniwie przekroczyła próg jednej z klas. Ponad trzy miesiące
nauki były dla nich istną katorgą, dlatego nie wyobrażali sobie chodzenia do
szkoły przez kolejne kilkanaście tygodni.
Pani Hilvesbareight stanęła za
swoim biurkiem i srogim spojrzeniem zmierzyła klasę. Nie od dziś wiadomo, że
nauczycielka hiszpańskiego była dla uczniów najokrutniejszym pedagogiem w całym
Seaford High. Mało tłumaczyła- dużo wymagała. Taki układ nie podobał się
nastolatkom.
Kiedy młodzież zajęła miejsca w ławkach
i odpowiednio się wyciszyła, starsza kobieta zaczęła swoją przemowę.
-
Witam wszystkich. Przypominam wam o wyborze szkół. Czas
ucieka, moi kochani. A mam ogromną nadzieję, że wszyscy tutaj obecni pragną
kontynuować swą edukację. Nie odwlekajcie tego momentu do końca. Powtarzam,
czas niemiłosiernie ucieka.
Kim tępo wpatrywała się w boczną ścianę. Był koniec
grudnia, a ona już wiedziała, co chce robić i gdzie chce być. Miała zamiar
dostać się na uniwersytet Cornell należący do Ligi Bluszczowej. Chciała tam
studiować biochemię. Dążyła do celu od października, kiedy to zadecydowała o
swojej przyszłości.
Grace stale nie miała żadnych planów. Była w tym
wszystkim zagubiona. Po prostu pragnęła, by ktoś powiedział jej, w czym się na
pewno sprawdzi; w czym będzie dobra.
Mika z niesmakiem spoglądała na
nauczycielkę hiszpańskiego. „ A mam ogromną nadzieję, że wszyscy tutaj
obecni pragną kontynuować swą edukację.”
– dobre sobie. Evans póki co nie miała w planach odbyć chociażby
jakiegoś kursu po ukończeniu liceum. Uważała, że może żyć szczęśliwe nawet bez
wykształcenia.
Julie jęknęła, gdy tylko
rozpoczęła się przemowa Hilvesbareight. Ona od początku liceum wiedziała, na
jakie studia się wybiera. Poprawka, jej rodzice wiedzieli.
A Brody? Brody niczym się nie
przejmował. Twierdził, że co ma być, to będzie. Przeznaczenia się nie oszuka.
Gdy dzwonek zadzwonił szczęśliwi
uczniowie wybiegli jak najszybciej się dało. Wybiegli, by już tego dnia nie
myśleć o prawdziwym życiu.
-
To się robi coraz mniej śmieszne – oznajmiła Grace w
połowie przerwy.
-
Co się robi coraz mniej śmieszne? – zapytała Kim,
upychając w ustach ostatni kęs kanapki.
-
To! – zbulwersowała się brunetka i popatrzyła na Brewera.
Chłopak stał ze swoimi znajomymi dokładnie na środku
wąskiego korytarza. A to, że był obrócony do dziewczyn plecami, wcale nie
przeszkadzało mu w nawiązywaniu kontaktu wzrokowego z blondynką. Jack co chwila
się obracał do Kim. Brał jedynie bierny udział w rozmowie z przyjaciółmi. To że
był powinno im wystarczyć.
-
No, no – zaśmiała się Mika. – Chyba osiągnęłaś swój cel.
Crawford uśmiechnęła się pod
nosem. Była pewna, że osiągnęła swój cel.
Brewer od miesiąca podążał za Kimberly. Tam, gdzie
była ona, tam Jack ciągnął swój szkolny gang. A Kim to jak najbardziej
odpowiadało. Ba, była wniebowzięta. Wiedziała, że początki ich „znajomości” nie
należały do udanych, ale najważniejsze było to, co się teraz działo.
Rozmarzona dziewczyna nawet nie
zauważyła Brody’ego, który znikąd przyszedł i zjawił się przy niej. Blondynka
posłała szatynowi wymuszony uśmiech. Jedyne czego chciała, to posyłanie sobie
przesłodkich, krótkich spojrzeń z Jackiem.
-
Jesteś na mnie obrażona? – zapytał lekko zdenerwowany
chłopak.
-
Nie. Czemu? – zdziwiła się i jednocześnie szukała oczu
Brewera.
Grace i Mika spojrzały na siebie
wymownie. Kim przesadzała.
-
Nie odpisujesz mi na wiadomości od trzech dni.
-
Brody – zaczęła twardo i oschle. – Po prostu potrzebuję
teraz spokoju i samotności. Muszę uporządkować kilka spraw, okej? – odparła
atak z wyrzutem.
-
Okej – syknął Carlson, całkiem świadomie zastawiając
Kimberly widok na Brewera. – Ale pamiętaj, że to ja byłem przy tobie, gdy ten
debil nawet nie wiedział o twoim istnieniu, okej? – warknął i odszedł od
nabuzowanej negatywnymi emocjami dziewczyny.
Crawford parsknęła śmiechem. Za wszelką cenę starała
się nie okazywać, że komentarz Carlsona w jakikolwiek sposób ją dotknął. Po
chwili odwróciła głowę w stronę Evans.
-
Rozmawiałaś już może z Jerry’m o Jacku? – zapytała
najciszej jak się dało.
Nie chciała, aby Hunter usłyszała cokolwiek.
Wiedziała, że pomimo obecnego zachowania Brewera, przyjaciółka nie popiera jej
zauroczenia młodym karateką.
-
Jeszcze nie. Dopiero próbuję się do niego jakoś zbliżyć –
zaśmiała się.
-
Oby nie za bardzo – Kim odpowiedziała jej tym samym.
-
Po prostu nie chcę, aby pomyślał, że nawiązałam z nim
kontakt tylko po to, żeby spytać się o Brewera.
-
Ale taka jest prawda – uśmiechnęła się blado Crawford.
W czasie, gdy przyjaciółki prowadziły gładką
pogawędkę, Jack od pięciu minut starał się zwrócić na siebie uwagę Kim. Robił
wszystko, co mógł. Głośno mówił, przechadzał się obok blondynki, wykonywał
jakiś
dziki taniec. Nawet chwalił się ciosami, których nauczył się na ostatnim
treningu karate! I osiągnął swój cel. Kimberly zdecydowanie go zauważyła, lecz
nie dawała tego po sobie poznać.
-
Hej, ktoś tu wyraźnie chce ci zaimponować – zaśmiała się
Evans do przyjaciółki. – Jak to osiągnęłaś? – stale się dziwiła.
-
Mamy treningi cheerleaderek, kiedy Jack ma wu ef, więc
chyba jakoś mnie zauważył – mrugnęła do dziewczyny.
-
Gratulacje – uśmiechnęła się.
-
A ta znów zaczyna – mruknęła Grace, patrząc na wpatrującą
się w jeden punkt Lorie.
Wszystkie dziewczyny od razu wiedziały, o co chodzi.
Carson. Carson ponownie pojawił się na horyzoncie. Usta Miki przybrały kształt
litery „o” . Spotkanie Huntera nie wróżyło nic dobrego.
Ku zdziwieniu prawie całej
grupki Carson podszedł do samej Evans. Ta natychmiast wstała z miejsca, by
przytulić... chłopaka? przyjaciela? znajomego?
-
Jesteście razem? – wypaliła od razu brunetka.
-
Na to wygląda – Evans była wyraźnie zakłopotana.
Lorie wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Uśmiechnęła się niemrawo do
siostrzenicy Phila Falafela, by za chwilę opuścić przyjaciółki. Całe szczęście
nie wiedziała, że koleżanki domyśliły się jej uczuć do Huntera. Gdyby była tego
świadoma, miałaby ogromne wyrzuty do Miki.
Mina Julie była mniej więcej jak „Poczekaj moment,
zaraz sobie porozmawiamy.” .
Brunet niechętnie opuścił
dziewczynę i skierował swe kroki ku wyższemu piętru.
-
Co to było? – warknęła Miller.
-
Julie, spokojnie. Daj Mice się wytłumaczyć – poprosiła
Kim.
-
W takim razie tłumacz się – prychnęła szatynka.
-
Od kiedy jesteście razem? – zapytała Grace. – Wiedziałaś,
że Carson podoba się Lorie!
-
Tak, wiedziałam, ale samo tak wyszło....
-
Samo wyszło?! Dziewczyno, błagam cię!
-
Hej, spokojnie! – starała się załagodzić sytuację Crawford.
-
Nie, Kim! Nikt nie będzie spokojny! – wrzasnęła Miller. –
To, że chcesz wykorzystać Mikę, aby zdobyła trochę informacji o twoim Jackusiu,
wcale nie znaczy, że mamy być spokojne! Jesteś taka okropna, Kim – fuknęła
Julie.
Te słowa były dla blondynki niemałym
ciosem. A najgorsze było to, że odzwierciedlały one całą prawdę.
*
-
Gdzie byłaś? – zapytała Kim.
Pierwszy raz od czasu
nieprzyjemnego zdarzenia widziała Lorie.
-
Godzinę temu na lekcji, a dwie godziny temu u psychologa
szkolnego.
Ramirez była pierwszą osobą, która przyznała się do
wizyty złożonej Rudy’emu Gillespie’emu. Nie wstydziła się tego. Wiedziała, że
to nic dziwnego.
Szatynka wszystko dokładnie
opowiedziała przyjaciółce. Wyjaśniła jej, że obiektem jej westchnień od
niedawna był Carson. Dodała również, że zabolało ją to, gdy zobaczyła przy jego
boku Mikę.
Kim nie powiedziała Lorie, że
cztery przyjaciółki o wszystkim wiedziały. Wolała zachować tę informację dla
siebie, aby uchronić Evans przed niepotrzebnymi konfliktami.
-
I jak zareagował na to psycholog?
- Powiedział
mi, żebym po prostu była sobą. Żebym nie udawała nikogo innego, tylko po to,
aby zdobyć Carsona. I nawet jeśli jestem tak bardzo nieśmiała, aby do niego
podejść i zagadać, to nadal jest w porządku. Bo po prostu jestem sobą.
* * *
Nie wiem, czy czuliście to, czytając ten rozdział, ale pisałam go trochę na siłę. Po prostu ten blog był dla mnie pewnego rodzaju nowym doświadczeniem. Chciałam się sprawdzić w tym gatunku. I jak widać nie wyszło, bo po kilku rozdziałach straciłam ochotę na pisanie go.
Dzisiaj chcę Wam powiedzieć, że przez mój brak chęci ucierpi to opowiadanie. Nie mówię, że usunę/ zawieszę/ cokolwiek bloga. :/ Uważam, że pomimo wszystko powinniście wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Dlatego przyszły rozdział będzie streszczeniem rozdziału szóstego, siódmego i ósmego.
Wiem, że bardzo krótko prowadzę tego bloga, ale po prostu nie odnalazłam się zbytnio w tym gatunku :( To nie jest to, co chcę tworzyć dalej. Właśnie dlatego przyszły rozdział będzie takim streszczeniem. A ostatni rozdział na tym blogu będzie taki, jaki miał być od początku. To znaczy będzie zawierał fakty o dalszych losach bohaterów.
Rozdział dobry :)
OdpowiedzUsuńJack zauważył Kim, a teraz ona udaje, że go nie zauważa? Zabawa w żurawia i czaplę nie wychodzi nikomu na dobre.
Biedna Lorie. Jest mi jej odrobinę szkoda.
Brody. Idź się utop w brodziku swoich potrzeb intelektualnych.
Rozumiem, że nie wyszło, trochę mi smutno, ale wierzę, że jeszcze odnajdziesz drogę, którą chcesz podążać, znajdziesz gatunek, w którym będziesz się czuła jak ryba w wodzie.
Czekam na nn ^^
Dziękuję za zrozumienie :*
UsuńA co do Brody'ego- popieram Cię w zupełności!
ROZDZIAŁ JEST SUPER.ALE PRZYZNAM SIĘ CI ZE TEZ ZASTANAWIAM SIE NAD MOIM BLOGIEM I JESTEM W KROPCE.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jeśli się nieco męczysz, a nie czerpiesz przyjemności z pisania tego opowiadania, to lepiej to niestety przerwać :(
UsuńRozdział bardzo dobry ;)
OdpowiedzUsuńNie czuć, że pisany na siłę, ale jest nieco krótki.
Popieram Cleo i także trzymam za Ciebie kciuki, abyś w końcu odnalazła swój gatunek. To tak, jak z książką. Człowiek zaczyna żyć w tym drugim wymiarze dopiero, kiedy odnajdzie odpowiednią dla siebie literaturę :)
Pozdrawiam gorąco! Trzymaj się i pamiętaj, że nikt nie ma Ci za złe tego, że opowiadanie nie wyszło tak, jakbyś chciała. Wiele osób spotkała taka sytuacja ;)
Dziękuję Ci za wyrozumiałość :) Może kiedyś znajdę "to coś" , co chcę tworzyć ;)
UsuńPozdrawiam :*
Szkoda, że nie mogę nikogo znokautować patelnią ani napisać "czekam na nn", lecz cieszę się, że mam możliwość czytania tego rozdziału w nieskończoność. Bardzo mi się podoba i nie wierzę, że pisałaś go na siłę.
OdpowiedzUsuńNie wszystkie gatunki są dla wszystkich ludzi. Wiele osób spotkało to co ciebie. W 100% zgadzam się z tym co napisała idziocha.
Chyba najbardziej uwielbiam w tym blogu Wasze zrozumienie, bo to jest bardzo ważne <3
Usuń